INDYJSKI NOTES (2000)
Wojciech Kokoszka, Agata Misiak
28 lipca - Madras
Nuda. Wszystkie ciekawe miejsca są w piątki zamknięte. Na widok ryżu dostaję mdłości. Czerwone banany nie są powalające w smaku.
29 lipca - Madras
Wyjeżdżamy do Mysore. Znów musimy zabić mnóstwo czasu, bo pociąg jest dopiero przed 23-cią. Dla relaksu naszych żołądków i psychiki poszliśmy do burżujskiej knajpy. Cały obiad tylko 140 Rs. Ostre spaghetti i lasagne'a. Wreszcie normalne jedzenie. Ciekawe co będziemy robić przez pozostałe 7 godzin. Widziałem Hinduskę w mini. To zjawisko jest tutaj tak częste jak kulisty piorun. Na dworcu kolejny szok. Europejska Hinduska. Dżinsy, bluzeczka, komórka. Madras okazuje się najbardziej cywilizowanym miastem, spośród indyjskich miast, które zdążyliśmy już zobaczyć. Na południu kobiety noszą kwiaty we włosach. Całkiem przyjemny widok. Z nudów zaczyna mi odwalać i zaczynam bredzić.
W pociągu była dzika walka o miejsca dla bagaży. Przegraliśmy. Mieli trzykrotną przewagę liczebną. W pozycji nie wyklutego kurczęcia próbuję zasnąć.
30 lipca - Mysore
W po przyjeździe rezerwujemy bilety do Hospetu przez Bangalore (II-nd class sleeper - 225 Rs). Znajdujemy przyzwoity hotel Sri Gayathree Bhavan (dwójka z łazienką - 145 Rs). Później okazało się, że to najtaniej w mieście. Poszliśmy na thali. Tym razem było niezłe. Ilość dokładek nieograniczona. Zanim się obejrzysz już masz dokładkę. Ta śmierć z przejedzenia kosztowała tylko 25 Rs. Na bazarze wreszcie to na co czekałem. Orgia kolorów, kwiatów i owoców (wszystko za pół darmo). Wieczorem oglądaliśmy pałac maharadży. Niesamowite wrażenie. Budynek jest oświetlony przez 97 tys. żarówek. Niestety tylko przez godzinę (od 19-tej do 20-tej). Byliśmy w normalnej pizzerii. Salami z kurczaka! Maleńkie porcje za 130 Rs to ciężka przesada.
31 lipca - Mysore
Zwiedzaliśmy wnętrza pałacu maharadży. Zajebiste. Niestety aparaty i kamery należy oddać do depozytu. Przy wejściu kompleksowa rewizja. Nie ma żadnych albumów ani widokówek. Kto chce zobaczyć musi tu przyjechać.
Hindusi ogłosili strajk. Wszystko zamknięte. Nie wiemy o co chodzi. Zanosi się na głód, bo nie mamy jedzenia. Udało się nam kupić jajka i tosty oraz całą masę owoców.
Żeby zabić się do końca zjedliśmy jeszcze słodkie bułki i ciastka.
1 sierpnia - Mysore
Początek sierpnia powitaliśmy drugim dniem strajku. Manifestacje. Płonące kukły dygnitarzy. Pałowanie. Gazeta strajkowa. Zupełny obłęd. Udało nam się znaleźć otwartą restaurację przy hotelu Plaza Palace. Wstęp wyłącznie dla białych i nadzianych Hindusów. Obiad na całego. Piwko, kebaby. Nareszcie mięso. Rachunek. Luzik. Tylko 200 Rs. Po krótkim rekonesansie wracamy do restauracji. W całym mieście tylko ona jest otwarta. Wyjeżdżamy do Hospetu.
2 sierpnia - Hospet
Rano lądujemy w Hospecie. Miasto jak duża wioska. Jedna główna ulica i to wszystko. Hotel Vishva okazuje się całkiem przyzwoity (150 Rs za dwójkę z łazienką). Wreszcie dowiadujemy się o co chodzi z tymi strajkami. Porwano hinduską gwiazdę filmową - Rajkumara. Taki hinduski Boguś Linda do kwadratu. Hindusi mają pierdolca na jego punkcie. Rozpaczają jak Amerykanie po śmierci Kennedy'ego. Dobrze, że przynajmniej tutaj sklepy i knajpy są otwarte.
3 sierpnia - Hampi
Po porannej kawce (nareszcie prawdziwa) jedziemy do Hampi zwiedzać ruiny Vijayanagary. Do najwyższej świątyni Virupaksha Temple wejście kosztowało 2 Rs i 50 Rs za aparat!. Warto zapłacić. Szwendanie po okolicy. Ładne widoki. Śniadanie. Ruszmy do świątyni Vitthala Temple. Zajebiste kolumnady i słynny Stone Car. Wjazd tylko 5 Rs. Warto było się tu ciągnąć mimo olbrzymiego upału. Proponuję 1,5 l mineralki na głowę. Obiadek. I tak zleciał cały dzień. Autobus z Hospetu do Hampi kosztował 3,5 Rs, z powrotem 5 Rs.
4 sierpnia - Hubli
Jedziemy w stronę Goa. Podróż jest trochę kombinowana, bo poza sezonem nie ma połączeń autobusowych z Hospetu na Goa. Jedziemy zatem do Hubli pociągiem (bez biletów). W Hubli okazało się, że do wyboru są dwie opcje: autobus delux o godzinie 12.30 p.m. (120 Rs) lub państwowe żelaźniaki, których jest kilka w ciągu dnia. W obronie naszych tyłków wybraliśmy pierwszy wariant. Musieliśmy wziąć pokój. Okoliczne hotele oferują (dwójki bez pryszniców) za 120 Rs. Ten głupi naród nadal trwa w histerii. Marsze, modły, demonstracje, programy specjalne poświęcone Rajkumarowi, orędzia przedstawicieli rządu do narodu. Jak go zabiją to chyba będzie wojna domowa.
5 sierpnia - Goa (Colva)
Po dzikiej walce o miejsca dla nas i naszych bagaży ruszamy z godzinnym opóźnieniem. Po szóstej obowiązkowa pobudka. Głośniki ryczą straszną muzyką powyżej 100 decybeli. Czuję, że bębenki porzucają moje uszy i uciekają. Na szczęście wysiadamy w Margao i jak burżuje jedziemy taksówką do Colvy (30 Rs). Znajdujemy tani hotel Colva Pension (100 Rs za dwójkę z łazienką) tuż obok hotelu Sea Pearl , w którym znajduje się najlepsza restauracja w tej miejscowości. Colva po sezonie jest cichutką wioską, w której można wspaniale odpocząć. Tanie piwko (20 Rs), piękna plaża i cudowny ocean. Raj. Zachody słońca nie do opisania. Zostaniemy tu na dłużej. Na kolację wcinamy prawdziwe mięso. Żadne tam salami z kurczaka, bądź inne podróby. Prawdziwy kawał befsztyka. Czekałem na to od miesiąca.
Poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 Następna strona
Wszelkie materiały zamieszczone w tym serwisie nie
mogą być publikowane oraz rozpowszechniane bez wcześniejszej
zgody właściciela. Wszelkie materiały zamieszczone w tym
serwisie przez użytkowaników internetu nie mogą być
rozpowszechniane bez ich wcześniejszej zgody.
|
|
|