english  -  deutsch 
Strona główna
Planowane wyprawy
Forum dyskusyjne
Dzienniki podróży
Mapy podróżnika
Galeria fotografii
Chat podróżnika
Najciekawsze linki

english
deutsch




WOKÓŁ INDOCHIN
Tajlandia - Kambodża - Wietnam - Laos - Tajlandia
(2004)

Aleksander Stal

5 luty 2004 - Hue, Wietnam

    Budzimy się przed 7 i stwierdzamy z rozpaczą, ze wciąż siąpi deszcz i jest wiele zimniej niż na południu Wietnamu. Rezygnujemy wiec z wynajmu skutera i postanawiamy zobaczyć okoliczne grobowce i świątynię kupując dzienną wycieczkę wycieczkowym czółnem po rzece Perfumowej. Pakujemy więc plecaki i idziemy do agencji turystycznej, gdzie zostawiamy na cały dzień nasz bagaż. Mieszkańcy rzeki Perfumowej Bilet na całodzienny rejs to koszt 1,5$ i wliczony w cenę jest lunch na łódce. Łódka na szczęście w części, gdzie siedzą pasażerowie jest zaszklona, co uchroniło nas przed zimnem i siąpiącym deszczem. Wraz z nami na pokładzie jest jeszcze 16 turystów. Pierwszym miejscem, do którego przybijamy jest Pagoda Thien Mu. Generalnie nic specjalnego, ale górująca przed pagodą wieża jest jakoby symbolem miasta Hue. Oceniamy ja jako 2,5/5 punktu. Tron To Doca Dalej płyniemy do grobowca Tu Duc. Po przybiciu do brzegu należy przejść około 1,5km do bramy wejściowej. Wygodniccy są zachęcani do przejażdżki skuterem za 1 dolara. My nie dajemy się skusić i szybkim marszem docieramy równo z ostatnim skuterkiem do właściwego miejsca. Bilet wejściowy jest 2,5 razy droższy niż dla Wietnamczyków - czyli 55.000D (3,5$). Niestety mamy bardzo mało czasu na dokładne obejrzenie grobowca, który jest naprawdę piękny. Król wybudował go w ciągu 15 lat i skończył na długo przed swoja śmiercią. Uważa się wiec to miejsce za drugi pałac królewski. Układ świątyń, pawilonów, urokliwych kanałów i stawów został zaprojektowany zgodnie ze sztuka Feng Shui. Nasza ocena to 4/5 (bo odejmujemy 1 punkt za złą pogodę). Khai Dinh Tomb Było tak ładnie, ze zapomnieliśmy o limicie czasowym i spóźniliśmy się na nasza łódkę aż o 40min - na szczęście czekali na nas cierpliwie. Bylibyśmy szybciej, gdybyśmy nie zgubili drogi powrotnej Do następnej świątyni na szlaku - Hon Chen Temple, nie weszliśmy, gdyż ponoć nie był wart kolejnych 20.000D. Następnie w programie był lunch sporządzony na łódce - ryż, makaron, jakieś strzępy mięsa, jakieś dziwne chipsy. Obowiązkowo jemy przy użyciu pałeczek - robimy to już koncertowo. Khai Dinh Tomb to piękny grobowiec oddalony od przystani o około 3km, które pokonujemy znów pieszo. Niestety znów za mało mamy czasu, aby zachwycać się monumentalnym grobowcem wybudowanym na wzgórzu Chau. Wnętrze grobowca jest pokryte pięknymi, kolorowymi mozaikami ceramicznymi. Nasza ocena to 4/5. Minh Mang Temple Ostatni grobowiec na szlaku to Minh Mang Temple. O mało nie weszliśmy, bo opłaty znów sa wysokie. Ale po krótkiej wymianie szeptów z obsługa udaje nam się dostać do środka za jedyne połowę ceny. Grobowiec jest naprawdę warty obejrzenia, położony na kilku wzgórzach, z malowniczo położonym pośrodku stawem. Wchodzi się boczna brama, środkowa była otwarta jedynie raz, kiedy wprowadzono trumnę króla. Ocena 4,5/5. I tak o 6 wieczorem dobijamy do brzegów Hue. Niestety nie zdążymy juz obejrzeć Cytadeli. Zziębnięci jemy letnią kolację i szczękając zębami czekamy na autobus.





6 luty 2004 - Hanoi

    Przybywamy nad ranem do Hanoi. Kierujemy się w kierunku guest-housow dla globtroterow. Zostawiamy bagaże i idziemy na miasto. Hanoi nieciekawe, nie ma co oglądać. Zwłoki Ho Chi Minha były dzisiaj niedostępne - Mauzoleum zamknięte jest w piątki . Strasznie zimno w Hanoi (11st.) i leje deszcz. Zdecydowaliśmy wiec, ze nie jedziemy na północ Wietnamu, za to dziś uciekamy nocnym busem do Vientiane w Laosie. Podróż zajmie nam min. 20h. (teoretycznie) A rano zakupiliśmy juz nawet bilety kolejowe do LaoCao. Zwróciliśmy je po 2 godzinach z potraceniem 10%.


7 luty 2004 - Hanoi - Vientiane, Laos

    Przejście graniczne Loa Bao miedzy Wietnamem, a Kambodzą jest w górach. Drogi mimo, ze asfaltowe rozmyte są przez wodę. Mgła gęstnieje z minuty na minutę, wilgoć prawie, że nas oblepia. Do granicy docieramy o godz. 12. Znowu dwie godziny spędzamy, na wyczekiwaniu, aż wbite zostaną nam do paszportu dwie pieczątki. Na granicy z Laosem nie ma prądu - pogranicznicy używają świeczek do oświetlenia miejsca pracy - nie dziwimy się pomni informacji zaczerpniętych z Internetu, choć teraz nie wiemy czy informacje te nie są przedawnione, a brak prądu chwilowy. Pani wstęplowuje nam wizę ważną na tydzień, po interwencji z naszej strony, ze strony zawołanego pana w ruch idzie korektor - co kraj to obyczaj.Autobus Hanoi - Vientiane Gdyby nie to, że jest piekielnie zimno, w autokarze byłoby całkiem znośnie. Pierwotna wersja dotarcia do Vientiane o godz. 15 zostanje zamieniona na 21. Przed nami spory kawałek (ok 200 km) do pokonania w górach, a autobus niedomaga - silnik pali olej, dowiadujemy się też po co jest przewożony w autobusie kamień - kiedy silnik gaśnie z autobusu wyskakuje pan z obsługi podkładając go pod koła zapobiegając staczaniu się pojazdu. Krajobraz trochę przypomina ten z Kambodży, ale generalnie wygląda to lepiej, czyli znowu inaczej niż opisuje to przewodnik LP z 2002 r, który opisuje Laos jako kraj biedniejszy. Bardzo szybko następują w tych krajach zmiany. Do Vientian docieramy o 2 w nocy dnia następnego. po 31 godz. jazdy i przejechaniu ok. 800 km. Od razu, choć to środek nocy znajdują nas "tuk-tukowcy". Za 1$ robią nam objazd po pozbawionych wolnych miejsc guest hausach. W końcu sami rezygnujemy z ich usług i bierzemy co jest tzn. łóżko w wieloosobowej sali za 1.5$.


8 luty 2004 - Vientiane - Wang Wieng, Laos

    Sala wieloosobowa okazała się nadzwyczaj cicha, żadnego hałasu nie było - może dlatego, ze to niedziela. Pha That Luang - VientianeVientian robi na nas bardzo dobre wrażenie - jesteśmy mile rozczarowani tym, spodziewaliśmy się zastać cos dużo gorszego - miasto robi wrażenie rozwijającego się i przy tym zadbanego. Wiele do oglądania tu nie ma. Nawet Mekong jest tu taki jakby go nie było. Koryto rzeki robi wrażenie wyschniętego, choć przecież dopiero co przestało padać. Idziemy na obchód miasta. Wszystko wydaje się mało wystawne - świątynia Wat Pha Kaew, Wat Mixai, nawet narodowy symbol stupa Pha That Luang jest dość skromny. Vientiane - tuktuk Jedziemy dalej. Kolejny raz nie korzystamy z usług agencji turystycznej, tylko z lokalnego transportu i rejsowym autobusem (4 dziennie) o 15.30 za 25.000 kipow jedziemy do Wang Wieng. (10.000 kip = 1$) - za to samo agencja liczyła sobie 4$. Do miasta, docieramy po zmroku, bez problemu znajdujemy nocleg za 3$. Miasto nocą to dwie ulice z knajpami po każdej stronie, jest w czym wybierać...


9 luty 2004 - Wang Wieng, Laos

    Wypożyczamy rowery całkiem dobre i całkiem nowe za 1$ od łebka i jedziemy oglądać krasową okolicę.Wang Wieng Robimy sobie niezłą przejażdżkę jakieś 30 km, w sumie widzimy tylko dwie jaskinie, ale zanim zapłacimy 5 tys kipów za wstęp do nich musimy zapłacić myto za przejazd przez sklecony z czegoś w rodzaju bambusa mostek 3 tys. kipów każdy, kolejny mostek znowu 3 tys. Kiedy zdejmujemy buty chcąc iść brodem robią nam zniżkę - 2 tys. za dwóch. Za zobaczenie najbardziej wartej wg LP jaskini Khanh trzeba zapłacić 5000 tys., tyle samo kosztuje chyba wstęp do każdej nich.Bez latarki nie ma po co do nich schodzić, światło dzienne szybko przestaje docierać do środka - ma to swój urok. Jaskinie chyba trochę nas rozczarowują, ale widoki na okolice i mijane po drodze wsie są bardzo ładne. Po przejechaniu 30 km i odwiedzaniu jeszcze jednej jaskini Tiger znowu jesteśmy w Vang Vieng Resort. Wang Wieng - jaskinie Wyjeżdżamy z tej typowo turystycznej miejscowości do Luang Prabang autobusem, którym wczoraj przyjechaliśmy. Cena biletu 50 tys., czyli coś tu nie tak z tymi cenami tyle samo kosztuje bilet z Vientian do Luang Prabang.Wang Wieng - wytwórnia jedwabiu












10 luty 2004 - Luang Prabang, Laos

    W Luang Prabang jak to już w zwyczaju mamyLuang Prabang - jaskinia Tham Ting lądujemy w środku nocy tzn. o godz. 2.Droga z Vientian do Luang Prabang opisywana jest w przewodniku jako ta, na której zdarzały się kiedyś napady, może dlatego w każdym jadącym po tej trasie autobusie jedzie pan po cywilu uzbrojony w kałasznikowa. Luang Prabang - modlitwa w Wat Xieng ThoungJak zwykle na dworcu witają nas tuk-tukowcy i jak zwykle okazuje się, ze wszystkie gest hausy są zajęte. Bierzemy to co dają, czyli spanie w holu na podłodze za 3$. Rano ma się zwolnić pokój za 6$. Skoro świt idziemy nad rzekę znaleźć transport do jaskini Tham Ting, w której zgromadzono duża ilość posążków Buddy.Luang Prabang - dziewczyna z plemienia Hmong Na przystani dołącza do nas troje innych chcących zobaczyć do samo - cena spada do 3$. 2 godz. w jedna stronę - jedna z powrotem. Jaskinia trochę nas rozczarowuje, ale widok Mekongu toczącego swe brunatne wody między wzgórzami rekompensuje nieco wrażenia z jaskini. Jeszcze tego samego dnia idziemy oglądać najbardziej znany z 32 funkcjonujących tu świątyń kompleks Wat Xieng Thoung. Jesteśmy tam na tyle późno, ze załapujemy się na wieczorną modlitwę Mnichów. Miasto rzeczywiście przeżywa najazd turystów. Wieczorem część głównej ulicy zostaje zamknięta dla ruchu kołowego zamieniając się w targ z pamiątkami.


11 luty 2004 - Luang Prabang - Luang Namtha, Laos

    Skoro świt idziemy zobaczyć rytuał zbierania jedzenia przez mnichów.Luang Prabang - zbieranie darów Kobiety klęczą na matach - nie mogą być wyżej niż mnisi, a oni "gęsiego" od najstarszego do najmłodszego do zawieszonych na ramionach naczyń wkładają ofiarowywany im ryż. Po śniadaniu zaglądamy do pałacu królewskiego. Postawili do na początku XXw. Francuzi dla pary królewskiej, która po rewolucji z Laosu zniknęła. W pałacu można znaleźć polski akcent - prezent od władz PRL - tandetna miniatura szczerbca. Ceny jedzenia są tu mocno zawyżone - chyba przystosowane do warunków francuskich. Później wycieczka tuk-tukiem nad wodospady Kwang XI. Wart zobaczenia nawet teraz w czasie pory suchej w porze deszczowej musi być jeszcze bardzie okazały. Po powrocie spacer przez miasto, obejrzenie kilku świątyń buddyjskich i jedziemy na dworzec autobusowy. Autobus do Luang Nam Tha miał być o 17.30. Do godz. 20 nie przyjechał. Ponieważ zamykali kasę, powiedzieli nam, ze autobus już dzisiaj nie przyjedzie - oczywiście zwracają nam pieniądze za bilet - 50 tys. Znalazł się jednak na dworcu, człowiek, który rozmawiał przez telefon ze swoim kolega jadącym tym autobusem - czyli kasjer ściemniał i rzeczywiście autobus przyjechał, niestety załadowany, jak zwykle, po sam sufit.


Poprzednia strona 1 2 3 4 5 Następna strona

Zobacz także fotografie z tej wyprawy w dziale
Galeria fotografii.  

www.podroznik.com

Wszelkie materiały zamieszczone w tym serwisie nie mogą być publikowane oraz rozpowszechniane bez wcześniejszej zgody właściciela. Wszelkie materiały zamieszczone w tym serwisie przez użytkowaników internetu nie mogą być rozpowszechniane bez ich wcześniejszej zgody.
   





Linki sponsorowane:

Odszkodowania Wrocław

Kancelaria Prawna Opole

PHU PRO-klima







Szukasz ciekawych wiadomości?

Chcesz się podzielić wrażeniami?

Szukasz towarzysza na wyprawę?


Wejdź na

Forum Dyskusyjne.

Logo listy dyskusyjnej




Jeżeli jesteś w podróży i masz możliwość skorzystania z internetu wejdź na zakładkę

Chat,

aby porozmawiać   on-line z bliskimi.


 (C) 2002 www.podroznik.com hosted bywww.adwokat.opole.pl