english  -  deutsch 
Strona główna
Planowane wyprawy
Forum dyskusyjne
Dzienniki podróży
Mapy podróżnika
Galeria fotografii
Chat podróżnika
Najciekawsze linki

english
deutsch




BUKIET Z BAOBABEM
Kilimandżaro, Safari, Masajowie, Zanzibar
(2002)

Aleksander Stal


08.02.2003

    Po 3 godzinach niespokojnego snu zostajemy o godzinie 23.00 brutalni przebudzeni przez naszego przewodnika. Szybko ubieramy wszystkie warstwy odzieży jakie mamy, zakładamy latarki czołowe na głowę i pijemy po kubku gorącej herbaty, którą zagryzamy herbatnikami.
Tuż po północy wyruszamy na szlak. Przed nami widzimy w ciemności wiele migających latarek w oddali. Widok ze Stella Point o świcieOkazuje się, że jesteśmy ostatnią grupą na szlaku. Na szczęście śnieg przestał padać, a noc dzięki opadom okazała się wyjątkowo ciepła. Początek wejścia nie zapowiadał jednak męczarni, którą przeszliśmy. Wraz z nami wchodzi przewodnik, jego asystent oraz kucharz. Przewodnik ciągle powtarza słowo, które już nie jest nam obce "Pole, Pole", czyli "wolno, wolno". Ta przestroga ma nas uchronić przed zgubnymi skutkami choroby wysokościowej.
Tak więc wchodziliśmy wolno, a latarki z przodu migały coraz słabiej, aż w końcu schowały się gdzieś za kolejnymi szczytami. Droga okazała się męczarnią - wszyscy zaczęli narzekać na silny ból głowy, niektórzy mieli silne torsje, innym brakowało tlenu. Ponadto pomimo dość ciepłej nocy zaczynają nam przemarzać buty oraz rękawice. Zbawienna okazała się gorąca herbata z termosu. Stella PointO świcie powinniśmy być na szczycie, a nasz przewodnik o 4 rano oznajmił nam, że z powodu wolnego tempa wejścia, przed nami następne 4 godziny marszu. Sytuacji nie poprawiał też fakt, że nie widzieliśmy naszego celu, wciąż pojawiały się nowe szczyty przesłaniające nasz upragniony, właściwy szczyt. W końcu już o brzasku ukazał nam się Stella Point, z którego pozostaje jedynie 200m różnicy wysokości do samego szczytu.Uhuru Peak - 5895m npm Ten widok oraz piękny wschód słońca dodał nam sił i wdrapaliśmy się do tego punktu. Tutaj jednak dwie osoby zostały pokonane przez chorobę wysokościową i były zmuszone zawrócić z asystentem przewodnika do obozu. Trzy osoby w zaiście żółwim tempie, podpierając się kijami trekingowymi, weszły na najwyższy szczyt Afryki - Uhuru Peak (5895m npm), co oznacza "Szczyt Wolności". Dach Afryki zdobyliśmy o godzinie 7.20. Na szczęście szczyt nie był spowity w chmurach.
Lodowiec Kilimandżaro Powrót zajął nam jedynie dwie godziny. Był to prawie zjazd narciarski po osuwisku kamieni pochodzenia wulkanicznego. Po powrocie nasi tragarze urządzili nam szampańskie powitanie - męski uścisk dłoni, szklanka zimnej wody górskiej z sokiem oraz miska z gorącą wodą do umycia twarzy i zmęczonych stóp (w takiej kolejności).Przenośne nosze Zaraz potem udajemy się na godzinną drzemkę. O 13.00 zostajemy brutalnie zbudzeni, pijemy gorącą herbatkę, jemy zupkę z proszku i szybko pakujemy obóz, aby przed zachodem słońca zdążyć do ostatniego obozowiska na szlaku tj. Mweka Camp położonego na wysokości 3700m npm. Zejście do obozu zajmuje nam 3 godziny. Na miejscu można zakupić piwo za bagatela 3USD. Wszyscy się cieszymy z faktu, iż nareszcie można oddychać normalnym powietrzem bez przejmującego bólu głowy, co za ulga! Do ostatniej wieczerzy zasiada z nami nasz przewodnik i tak jak się spodziewaliśmy zagaja o napiwki. Suma, o której mówi jest dla nas zawrotna - wspomina o stawce 5USD/1dzień dla tragarzy, 7USD/1dzień dla kucharza i 15USD/1 dzień dla przewodnika. W sumie dla naszej ekipy stanowiło to bagatela - 384USD! Po długiej wspólnej naradzie postanawiamy sumę napiwków dostosować do miejscowych realiów i naszych możliwości.

09.02.2003

    Budzimy się o 6.30, szybko pakujemy obóz, w powietrzu czuć oczekiwanie naszej obsługi na moment przekazywania napiwków.Widok na Kilimandżaro z ostatniej bazy Prosimy na bok naszego przewodnika i wręczmy mu całą sumę wraz z kartką, na której rozpisaliśmy podział pieniędzy pomiędzy członków ekipy. Po 3 godzinach drogi dochodzimy do bramy wyjściowej Mweka, gdzie przewodnik wypisuje nam certyfikaty poświadczające wejście na szczyt Uhuru lub Stella Point. Po powrocie do hotelu bierzemy upragniony, pierwszy prysznic po 6 dniach i robimy gruntowne pranie.

10.02.2003

    Po spakowaniu wielkiej Toyoty Land Cruisera, o godzinie 11.00 wyruszamy na 6-dniowe safari. Wraz z nami jedzie przewodnik i kierowca Michael oraz kucharz Wazurei.Żyrafy w parku Lake Manyara Po drodze wstępujemy do dużego, ogrodzonego supermarketu w Arushy, gdzie zaopatrujemy się w wodę mineralną. Droga do naszego pierwszego celu - Lake Manyara w 2/3 jest asfaltowa, tak więc dość szybko docieramy na zadbany camping Camp Twiga w miejscowości Mto Tam Bwu. Lake Manyara to płytkie jezioro alkaliczne, słynne z dużych ilości flamingów oraz słoni. Niestety tutaj, tak jak w pozostałych parkach narodowych nie można wysiadać z Jeepa a jedynie można oglądać zwierzęta przez otwierany dach. Po raz pierwszy widzimy z tak bliska słonie afrykańskie, z których jeden upatrzył sobie nasz pojazd jako cel swojego ataku i jedynie dzięki szybkości kierowcy umknęliśmy sprzed jego kłów.

11.02.2003

    Naszym następnym celem jest Park Ngorongoro, do którego docieramy po 4 godzinach jazdy po szutrowych drogach. Widok na krater NgorongoroSercem Parku Ngorogoro jest dno wielkiego krateru wulkanicznego, do którego zjeżdża się kamienistą, karkołomną drogą o 30-stopniowym nachyleniu. Ze względu na obfitość fauny, teren ten cieczy się dużym powodzeniem wśród turystów. Tutaj można zobaczyć nosorożce, lwy, obfitość żyraf i innej dzikiej zwierzyny, która jest całkowicie znudzona widokiem turystów obwieszonych aparatami fotograficznymi.Park Ngorongoro - bezkrwawe łowy Po lunchu szybo przemieszczamy się do Parku Serengeti, który graniczy z Parkiem Ngorongoro. Po drodze zatrzymujemy się, aby sfotografować stado wilebładów. Natychmiast wybiegają zza krzaków agresywni Masajowie, którzy kategorycznie żądają zapłaty za sfotografowanie ich zwierząt. Niespełnienie ich żądania może się w najlepszym razie skończyć rozbitą szybą w samochodzie (Masajowie słyną z niezwykłej celności w rzucaniu kamieniami).
Park Serengeti - migracje zwierząt Park Serengeti zajmuje 14.763km2 i jest zamieszkany przez ponad 3 miliony dzikich zwierząt. Park słynie z migracji zwierząt, które corocznie przemieszczają w wielkim stadzie w poszukiwaniu wody i świeżej trawy. Już zbliżając się do bram parku widzimy na horyzoncie ciemną plamę. Po zbliżeniu się okazało się, że są to setki tysięcy zwierząt, które jak co roku migrują wokół Parku Serengeti. U bram Parku zadziwia nas widok dziesiątek białych bocianów siedzących na drzewach. Tuż przed zmrokiem docieramy do naszego obozowiska w okolicy Seronera.


 Poprzednia strona 1 2 3 4 5 Następna strona

Zobacz także fotografie z tej wyprawy w dziale
Galeria fotografii.  

www.podroznik.com

Wszelkie materiały zamieszczone w tym serwisie nie mogą być publikowane oraz rozpowszechniane bez wcześniejszej zgody właściciela. Wszelkie materiały zamieszczone w tym serwisie przez użytkowaników internetu nie mogą być rozpowszechniane bez ich wcześniejszej zgody.
   





Linki sponsorowane:

Odszkodowania Wrocław

Kancelaria Prawna Opole

PHU PRO-klima







Szukasz ciekawych wiadomości?

Chcesz się podzielić wrażeniami?

Szukasz towarzysza na wyprawę?


Wejdź na

Forum Dyskusyjne.

Logo listy dyskusyjnej




Jeżeli jesteś w podróży i masz możliwość skorzystania z internetu wejdź na zakładkę

Chat,

aby porozmawiać   on-line z bliskimi.


 (C) 2002 www.podroznik.com hosted bywww.adwokat.opole.pl